środa, 20 sierpnia 2014

Od Ashley do całej sfory

Poszłam na wieczorny spacer. Gdy dotarłam do strumyka, popatrzyłam w swoje odbicie. Marna ze mnie psina, pomyślałam. Z wody przyglądało mi się moje odbicie. Sierśc postrzępiona, oczy smutne, ogon zwisał smętnie. Załkałam. Jedna łza wleciała do wartkiego strumyka i popłynęła. Wstałam i pobiegłam do parku. Przechadzałam się uliczkami, gdy spadł deszcz. Wielka ulewa. Jednak szłam dalej, przeganiania przez zdenerwowanych ludzi, którzy zapomnieli parasoli. Teraz byłam zmokłym psem. Przeszłam cały park, deszcz lał dalej, Stanęłam przed ulicą i pasami. Zapaliło się zielone, przeszłam. Pobiegłam truchtem w jakąś uliczkę. Skręciłam w jakiś zaułek, potem znów biegłam koło drogi. Nagle przystanęłam. Gdzie ja jestem? Wszędzie było ciemno, jednak przestał padac deszcz. Nagle poczułam szarpnięcie za sierśc. Ktoś założył mi łańcuch i wrzucił do klatki i do auta. Potem słyszałam głośną muzykę, odpalanie silnika i szaleńczy pisk opon na śliskiej jezdni. Po jakiś 15 minutach wyciągnął mnie z klatki i zaprowadził do budynku, pomieszczenia dla psów. Szarego, zimnego, pachnącego zwierzętami budynku. Teraz wiedziałam tylko jedno - jestem w schronisku. Wrzucił mnie do pustej klatki, nasypał trochę karmy do miski, nalał wody do drugiej miski. Zamknął drzwiczki i wyszedł. Zaskomlałam żałośnie. Inne psy patrzyły na mnie trochę złowrogo, trochę współczująco i trochę z nadzieją.
- Witaj w schronisku dla zwierząt. - szepnął stary jamnik szorstkowłosy.
- Ja jestem Ashley. - szczeknęłam.
Nagle jakiś buldog warknął:
- Cicho, bo nie będzie jedzenia!
Po tym natychmiast zamilkłam.
- Kto mnie tu odnajdzie? Ile będę tu siedziec? Jak odbiorą nieobecnośc Alfy? - pomyślałam, i zasnęłam.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz