Pewnego dnia, jak codziennie, wieczorem poszłam zaganiac owce. Gdy położyłam łapę na bramie, ktoś podszedł z tyłu przytrzymując moją prawą łapę. Warknęłam. Ale to był tylko pasterz.
- Spokojnie, Lassie. To dla ciebie. - zapiął mi czarną plecioną bransoletkę z małym kluczykiem.
*Wyglądała tak:*
Była ładna. Szczeknęłam. Pasterz powiedział, odwracając kluczyk:
- Wygrawerowali mi tu twoje imię. Lassie.
I poszedł do lasu. Siedziałam tak, przyglądając się tej ozdobie. Potem oszołomiona stwierdziłam:
- To pozbawia mnie wolności. To dowód, że mam do czynienia z człowiekiem.
Jednak nie przejęłam się tym zbytnio. Gdy już zagoniłam wszystkie owce, pobiegłam do lasu na polowanie. Byłam z tej bransoletki dumna. Nie wiem czemu. Nagle wpadłam na jakiegoś psa.
<Jakiś pies?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz