Gdy biegłem przez miasto z hyclami minołem wiele ulic. Byłem już bardzo daleko od domu. W pewnym momencie hycle złapali mnie w siatki jednak ktoś mnie uratował. Były to jakieś psy. Pogoniły tych hyclów.
- Dziękuje!
- Nie ma czasu na podziękowania! - Powiedział dosyć duży pies prawdopodobnie ich przywódca.
- Ale jak to przecież mnie uratowaliście!
- Ale hycle mają pomocników. Chodź z nami.
I pobiegliśmy do jednej z uliczek. Było tam całe stado psów. Po kilku godzinach odzyskałem siły podziękowałem im jeszcze raz i odszedłem. W końcu byłem w domu znajome tereny. Dotarłem do swojej nory i zawołałem Ashley.
- Ashley to ja!
Wyszła ona szczęśliwa a za nią szczeniaki. Wszyscy się przytuliliśmy.
- Gdzie ty byłeś?!
- Długa historia.
- Ale chociaż tutaj z nami jesteś - Ashley polizała mnie i poszliśmy do sfory aby pokazać i przedstawić nasze szczenięta wszystkim.
<Ashley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz